Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi karotti z miasteczka Zduńska Wola. Mam przejechane 18493.63 kilometrów w tym 4576.14 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 20.80 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy karotti.bikestats.pl
Dane wyjazdu:
104.61 km 25.00 km teren
04:23 h 23.87 km/h
Max prędkość:37.10 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg:113 ( 57%)
Kalorie: 1169 (kcal)

Poddębice

Sobota, 25 września 2010 · dodano: 25.09.2010 | Komentarze 8

Pogoda była dziś taka piękna i zachęcająca, że do Dziadków pojechałam okrężną drogą nadrabiając co najmniej 20 km. Jechałam "na wyczucie" ale dzięki temu odkryłam kilka spokojnych i przyjemnych asfaltów.
Łączka w okolicy Neru © karotti

Okolice Neru © karotti


Dostałam ostatnio od mojego Super Wujka kolejny prezencik, tym razem w postaci prostej kierownicy speca wraz z mostkiem. Jest ona węższa od mojego Eastona o 6 cm i lżejsza o połowę... Dosłownie o połowę :) Jak już założyłam tą swoją "nową" kierownicę (oczywiście jakby ktoś miał wątpliwości, nie ja ją założyłam, a zaprzyjaźniony biker :)), to trzeba było zaopatrzyć się w rogi i nowe chwyty. Chwyty miałam jakieś u siebie, wygrane chyba na 24H, a rogi kupiłam Smica (podobno bezkonkurencyjne). Dziś mój nowy "kokpit" miał swoją dziewiczą jazdę, po przejechaniu setki ręce mi jeszcze nie odpadły, więc jestem ogólnie dobrej myśli ;)
Biała Dama z nowym kokpitem ;p;p © karotti

Rogi Smica-najnowszy nabytek © karotti

Nazwa Biała Dama jakoś mi teraz średnio pasuje, może powinnam zacząć mówić Kozica albo Śnieżna Kozica?


W Poddębicach zahaczyłam o piękny renesansowy dworek, położony w może nie dużym, ale za to bardzo ładnym parku. Kiedyś w dworku znajdował się Urząd Stanu Cywilnego, w którym tez moi rodzice powiedzieli sobie sakramentalne "tak". Dziś znajduje się tam jakaś świetlica i ognisko muzyczne.
Renesansowy dwór w Poddębicach © karotti


Przed samą Łodzią zakładając lampki okazało się, że tylna nie działa (czyżby mi wcześniej upadała?). Dopiero zaczęło się ściemniać więc pomyślałam, że zdążę dojechać przed zmrokiem do centrum, a dalej pojadę chodnikiem. Niestety na początku Rąbieńskiej nie zauważyłam dziury w jezdni i złapałam ogromnego snake'e... Zmiana, a dokładnie łatanie nie obyło się bez wsparcia z e strony Kuby, który niedaleko miał działkę i właśnie z niej wracał. Miał też tylną lampkę, dzięki czemu bezpiecznie odstawił mnie pod akademik. Nie powiem, wesoło było ;p;p
Kategoria >100


Dane wyjazdu:
41.43 km 20.00 km teren
02:20 h 17.76 km/h
Max prędkość:39.70 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: (kcal)
Rower:

Dwa akacjowe kolce i psychopata

Czwartek, 23 września 2010 · dodano: 25.09.2010 | Komentarze 9

Wszystko byłoby pięknie gdybym na moim ulubionym odcinku niebieskiego szlaku (wąska, kręta ścieżka pomiędzy drzewami) nie wpadła w poślizg, który zakończył się efektownym, aczkolwiek całkowicie bezbolesnym upadkiem. Jak się okazało panowanie nad rowerem straciłam przez dwa akacjowe kolce, które wbiły mi się w przednią oponę. A tak wyglądała moja droga hamowania; zaczyna się od samej góry zdjęcia wąską linią, a kończy niżej, kilkoma równoległymi "kreskami". Towarzyszący mi Filip, najpierw chciał tylko patrzeć jak zmieniam dętkę i mierzyć czas, ostatecznie założył oponę i napompował koło :) Ma jednak serce chłopak...
Ślady po hamowaniu © karotti


Wracając natomiast do akademika ulicą Kościuszki miałam okazję natknąć się na coś znacznie nieprzyjemniejszego niż ostra część robinii (dla niewtajemniczonych to jest poprawna nazwa akacji, tak jak i grochodrzew :)). Było już w zasadzie ciemno, gdy jedna osoba z grupki około 3-4 młodych ludzi podbiegła do krawędzi jezdni, by kopnąć w moją kierownicę. Na szczęście dla tego IDIOTY(to i tak jest delikatne określenie) akurat trzymałam ją na tyle mocno, że nie straciłam panowania nad rowerem. Krzyknęłam coś niecenzuralnego i pojechałam dalej. Po prostu brak słów ;/
Kategoria <50


Dane wyjazdu:
55.00 km 55.00 km teren
04:24 h 12.50 km/h
Max prędkość:54.30 km/h
Temperatura:
HR max:190 ( 95%)
HR avg:165 ( 83%)
Kalorie: 1648 (kcal)

Kielce finał ŚLR

Niedziela, 19 września 2010 · dodano: 20.09.2010 | Komentarze 2

Na trzecie miejsce w generalce (czytaj przedostatnie) szans większych nie miałam, ale przecież nie można sobie odpuszczać nawet nie próbując. Stawiłam się więc na starcie gotowa do walki głównie z samą sobą, bo przeciwniczek na Master mniej niż palców u jednej ręki. Wszystkie zresztą wciąż są poza moim zasięgiem...

Start honorowy pozwolił mi nieco rozgrzać mięśnie, ale nogi wydawały mi się dalej bardzo ciężkie. Dopiero po wjeździe w teren poczułam się nieco pewniej. Znalazłam sobie jakieś miejsce w stawce i tak jechałam. Jadąc pierwsze okrążenie z dystansem FAN było trochę ciasno, co dało się szczególnie odczuć na błotnistych podjazdach. Błąd jednej osoby zmuszał pozostałych do zejścia z rowerów i pokonanie dalszego odcinka piechotą. I każde takie właśnie podchodzenie z rowerem stanowiło dla mnie największy problem, bo odzywało się wtedy moje kolano, najpierw jedno a potem i drugie, tak do kolekcji.
Pierwszy bufet miał być na 8 km a więc praktycznie zaraz na początku, przy czym do tego "początku" jechałam z jakieś 40-50 min, było to nieco deprymujące.

Podjazd pod stok był... całkiem fajny ;) Zresztą wszystkie podjazdy bardzo mi się podobały, nawet te z błotkiem. Moje nowe oponki mogły się wykazać i zrobiły to z niezłym skutkiem. Na drugim okrążeniu, kiedy było bardzo luźno, okazało się, że praktycznie wszystkie błotniste odcinki są przejezdne łącznie z grząską łączką. Łączka była zresztą świetna; można było przed sobą zobaczyć zawodników z ponad dziesięciominutową przewagą ;p Po przejechaniu połowy trasy, uzupełnieniu ubytku energii bananami i snickersem, pomyślałam, że może udałoby mi się jeszcze kogoś wyprzedzić. Tak dla poprawy samopoczucia ;] Wprawdzie po rozjeździe dopadły mnie znowu myśli, że jestem ostatnia, ale na jakimś podjeździe dojrzałam kogoś w oddali. Na podjazdach przybliżałam się do niego powoli ale sukcesywnie. Kiedy mnie zauważył martwiłam się, że zaraz sobie krzywdę zrobi ciągle oglądając się za siebie... Na zjeździe mi odjechał i myślałam, że nici z moich planów, ale na kolejnym podjeździe znów go zobaczyłam. Potem był kolejny zjazd i podjazd pod stok. Widziałam, że walczy. Co chwilę się odwracał i patrzył gdzie jestem a ja byłam coraz bliżej. Na samej górze zrównaliśmy się i byłam pewna, że zaraz znów mi ucieknie,, ale po wyprzedzeniu nie widziałam go już więcej. Podbudowana myślą, że nie będę ostatnia po jakimś czasie dojechałam kolejnego zawodnika. A potem jeszcze jednego. A potem była już meta. Pojawiła się trochę znienacka, "wyskoczyła" nagle zza muru, aż musiałam się spytać czy to już naprawdę koniec ;] Czekał tam na niej Tomek i razem wróciliśmy na parking, by ogarnąć najpierw siebie, a później rowery. Moje obawy co do miejsca się spełniły i znowu byłam trzecia, ostatnia. Okazało się też, że trzecia (w generalce) zawodniczka w ogóle nie startowała, dzięki czemu chociaż w tej klasyfikacji nie byłam najgorsza... Zawsze coś...

I to chyba na tyle jeśli chodzi o starty w tym sezonie. Niestety z powodu kolan muszę odpuścić sobie Istebną, gdzie rok temu byłam w kat. 4 ;] A przecież tam jest taka piękna trasa :(
Kategoria >50


Dane wyjazdu:
19.50 km 0.00 km teren
02:03 h 9.51 km/h
Max prędkość:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: (kcal)

No i dostałam dubla...

Niedziela, 12 września 2010 · dodano: 13.09.2010 | Komentarze 0

I niewiele brakowało bym dostała nawet drugiego... Ale nie od byle kogo, bo od samej Ani Szafraniec, która pojawiła się na finale AZS MTB CUP w Zabrzu i startowała razem z nami. Na tej bardzo ciekawej, niespełna czterokilometrowej, trudnej i błotnistej trasie szybsza ode mnie była też Weronika Rybarczyk. Poza tym cały wyścig musiałam się ostro pilnować by nie stracić wywalczonej na pierwszym okrążeniu trzeciej pozycji w open.
Ostatecznie w mojej kategorii byłam druga i drugie też miejsce zajęłyśmy drużynowo z Pauliną jako uczelnia ;) Taki miły akcent na początek nowego semestru.

Niestety w trakcie zawodów odezwało się moje kolanko i zrobiło to dosyć boleśnie. Maść już poszła w ruch, jeszcze tylko jeden start i dam mu troszkę odpocząć;]

Dane wyjazdu:
59.00 km 0.00 km teren
03:20 h 17.70 km/h
Max prędkość:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: (kcal)

Takie tam

Sobota, 11 września 2010 · dodano: 13.09.2010 | Komentarze 0

Kilometry z kilku wyjazdów po mieście oraz dojazdów na i ze stacji pkp. Wszystko w związku z wyścigiem w Zabrzu


Dane wyjazdu:
27.93 km 0.00 km teren
01:17 h 21.76 km/h
Max prędkość:46.00 km/h
Temperatura:13.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: (kcal)

"Nieco" skrócony powrót do domu ;p

Wtorek, 7 września 2010 · dodano: 07.09.2010 | Komentarze 0

Ponieważ roweru starczy nam na jakiś czas, wracając do domu skorzystałyśmy z uroków jazdy pociągiem.

Dane wyjazdu:
40.00 km 0.00 km teren
01:47 h 22.43 km/h
Max prędkość:0.00 km/h
Temperatura:15.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: (kcal)

Doktorce-Łapy

Poniedziałek, 6 września 2010 · dodano: 07.09.2010 | Komentarze 0

Po jednodniowym odpoczynku od roweru pojechałyśmy razem z nowo poznanym w ośrodku chłopakiem na małą przejażdżkę do Łap. Już na samym początku wspólnej jazdy kropiło, ale prawdziwy deszcz spotkał nas dopiero po dojechaniu do miejsca docelowego. Oberwanie chmury, zalane ulice i ciemność towarzyszyły nam przez całe 20 km powrotu. To było coś ;p
Kategoria <50, Na slickach


Dane wyjazdu:
200.00 km 0.00 km teren
08:03 h 24.84 km/h
Max prędkość:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: (kcal)

Wyprawa Łódź-Doktorce dzień 2

Sobota, 4 września 2010 · dodano: 07.09.2010 | Komentarze 0



Dane wyjazdu:
180.00 km 0.00 km teren
07:12 h 25.00 km/h
Max prędkość:0.00 km/h
Temperatura:14.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: (kcal)

Wyprawa Łódź-Doktorce dzień 1

Piątek, 3 września 2010 · dodano: 07.09.2010 | Komentarze 0

"Wyprawa" planowana była z zaledwie tygodniowym wyprzedzeniem, a trasę do Warszawy konsultowałam ze znajomymi kolarzami jeszcze poprzedniego dnia. Ostatecznie wybrałam taką oto trasę:
Łódź-Rondo Solidarności; Brzezińska; Nowosolna; Brzeziny; Kołacin; Łyszkowice; Łowicz; Sochaczew; Żelazowa Wola; Leszno; Warszawa; Warszawa-Wawer.
Miałyśmy cały dzień na dotarcie na miejsce noclegu, więc zdecydowałyśmy się wybrać trasę mniej uczęszczaną choć dłuższą. Myślę, że był to dobry pomysł, choć zbiórka o 10 powinna odbyć się co najmniej godzinę wcześniej. Tak na wszelki wypadek...

Na przykład na wypadek złapania gumy praktycznie na miejscu zbiórki...
Łatanie dętki przy Rondzie Solidarności czyli "pierwsze koty za płoty" © karotti


Zapas czasu może się też przydać, gdy złapie się np. kolejną gumę, w naszym przypadku na jakimś 30 km wyprawy. To samo koło, mała walka z łatkami, ale jakoś udało się załatać dziurkę i napompować koło wystarczająco, by popedałować dalej.

Wiatr był dosyć silny, boczny albo tylni, ale niekoniecznie ułatwiał jazdę. Na odkrytym terenie trzeba było wręcz uważać, by nas nie zdmuchnął z jezdni. W Sochaczewie z powodu remontu trochę pobłądziłyśmy, potem miałyśmy dość bliskie spotkanie ze sforą psów, a ostatecznie wjechałyśmy wprost do Żelazowej Woli. Nie było jednak czasu by zajrzeć do bardzo ładnie zapowiadającego się z zewnątrz miejsca narodzin Fryderyka Chopina.
Dom urodzenia Fryderyka Chopina-jak widać zresztą na zdjęciu ;] © karotti

Furta do dworku Chopina © karotti


Przejechałyśmy już połowę trasy, zrobiłyśmy sobie kilka przerw mniej lub bardziej dobrowolnych, na liczniku prędkość była zgodna z założeniami. Zmęczenie jakoś nas nie dopadało, ale wiedziałyśmy, że najgorsze dopiero przyjdzie dnia następnego. Chciałyśmy być już w Warszawie, dosłownie nie mogłyśmy się doczekać tablicy z nazwą naszej stolicy, która jakoś nie chciała nam się ukazać. I do tego jeszcze prawie wszystkie mijane przez nas miejscowości miały pierwszą literę W, to było jak jakaś tortura ;p Tak bardzo wypatrywałam tego znaku, że... przejechałam nie zauważając go. Dopiero krzyk Pauliny uświadomił mnie, że dojechałyśmy (pierwsza moja myśl była: "no nie, znowu guma!!). Robiąc sobie pamiątkowe zdjęcia stanowiłyśmy niezła atrakcję dla stojących w korku Warszawiaków :P Do celu zostało nam już tylko przebicie się przez całą stolicę, co nie było takie proste. Ostatnie kilometry pokonałyśmy w towarzystwie mojego wujka, który chyba nie mógł się nas doczekać i po nas wyjechał ;)

Zachód słońca nad lewym brzegiem Wisły © karotti


Dopiero po dotarciu do domku mojej rodzinki poczułyśmy jak bardzo jesteśmy zmęczone i...głodne. Na szczęście Ciocia wiedziała doskonale czego kolarzom potrzeba najbardziej i ugościła nas pyszną rybną zapiekanką z makaronem, pysznym sosem i dużą ilością żółtego sera. Pyszności ;]

Dane wyjazdu:
42.00 km 0.00 km teren
h km/h
Max prędkość:0.00 km/h
Temperatura:16.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: (kcal)

Po mieście

Czwartek, 2 września 2010 · dodano: 02.09.2010 | Komentarze 1

Łódź-Zgierz-Konstantynów-Łódź. Zmieniałam oponki na slicki, założyłam bagażnik i sakwę, i poczyniłam jeszcze kilka innych przygotowań do jutrzejszej wyprawy ;] Oby wypaliła ;)
Kategoria <50, Na slickach