Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi karotti z miasteczka Zduńska Wola. Mam przejechane 18493.63 kilometrów w tym 4576.14 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 20.80 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy karotti.bikestats.pl
Wpisy archiwalne w kategorii

>100

Dystans całkowity:3259.31 km (w terenie 431.00 km; 13.22%)
Czas w ruchu:151:37
Średnia prędkość:21.50 km/h
Maksymalna prędkość:60.30 km/h
Maks. tętno maksymalne:189 (95 %)
Maks. tętno średnie:157 (79 %)
Suma kalorii:6981 kcal
Liczba aktywności:25
Średnio na aktywność:130.37 km i 6h 03m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
117.00 km 0.00 km teren
03:19 h 35.28 km/h
Max prędkość:52.00 km/h
Temperatura:32.0
HR max:168 ( 84%)
HR avg:145 ( 73%)
Kalorie: (kcal)
Rower:FORT

Niedzielnie do Lichenia ... nad jezioro

Niedziela, 20 lipca 2014 · dodano: 22.07.2014 | Komentarze 2

Wyjazd o 7, żeby uniknąć największych upałów. Jechało się bardzo dobrze, za Przemkiem i z wiatrem. Powrót wieczorem już autem, po zaliczeniu kąpieli, błogiego leniuchowania i odwiedzenia znajomych z ich malusieńkim dzieciątkiem. Woda w jeziorze w Licheniu bardzo, bardzo ciepła, polecam największym zmarzluchom. Super niedziela!
Kategoria >100


Dane wyjazdu:
102.00 km 0.00 km teren
03:24 h 30.00 km/h
Max prędkość:55.85 km/h
Temperatura:20.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: (kcal)

Z Koksami

Niedziela, 18 marca 2012 · dodano: 19.03.2012 | Komentarze 0

Tym razem w składzie: Kamil, Łukasz, Tomek, Paulina, Strażak, Jakub, Przemek no i ja ;). Czyli całkiem pokaźne grono, większość na szosach, dobrze, że byli dzień po ostrzejszym treningu to ich tak łydka nie swędziła... Pogoda wiosenna, 20 stopni i pełne słońce, wiatr tylko dość mocny. Najpierw, na jakimś 50 km zabrakło mi paliwa, które uzupełniłam dopiero na 70 km (tak, tak, 20 km było na głodzie ;p), potem, już na drodze ze Strykowa wymiękłam na górkach. Ale tu mnie trochę popchnęli, tu trochę pociągnęli, a potem z górki już jakoś poszło ;p

A za tydzień ma być kolejna "wycieczka"...
Kategoria >100, Na slickach


Dane wyjazdu:
110.82 km 2.00 km teren
04:51 h 22.85 km/h
Max prędkość:52.20 km/h
Temperatura:10.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: (kcal)

Do lasu narobić hałasu

Niedziela, 13 marca 2011 · dodano: 13.03.2011 | Komentarze 2

Pierwszy raz się chyba zdarzyło, że w Polsce ładniejsza pogoda była niż u mnie. Może nie padało mocno, ale bez przerwy już od wczoraj i drogi zrobiły się nieprzyjemnie mokre. Temperatura też nie zachwycała, ale że mam tylko jeden dzień w tygodniu by gdzieś dalej pojechać to nie było co narzekać tyle założyć w końcu slicki i ruszyć. Na dziś wybrałam największy w okolicy las, podobno pełen legend arturiańskich. Dziś żadnej legendy nie odkryłam, nie udało mi się znaleźć też fontanny w lesie, choć zapuściłam się na tych slickach w teren, ale za to zrobiłam pierwszą setkę w tym roku. Kryzys nastąpił na 78 km, ale potem, wraz ze zbliżaniem się do Le Rheu, było już coraz lepiej. Trochę bolą mnie 4 litery, ale ogólnie nie jest źle.
Klasztor w Paimpont © karotti

Klasztor-odsłona druga © karotti

Klasztor-odsłona trzecia © karotti

Taki sobie podjeździk © karotti

Foret de Paimpont © karotti
Kategoria >100, Na slickach


Dane wyjazdu:
104.61 km 25.00 km teren
04:23 h 23.87 km/h
Max prędkość:37.10 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg:113 ( 57%)
Kalorie: 1169 (kcal)

Poddębice

Sobota, 25 września 2010 · dodano: 25.09.2010 | Komentarze 8

Pogoda była dziś taka piękna i zachęcająca, że do Dziadków pojechałam okrężną drogą nadrabiając co najmniej 20 km. Jechałam "na wyczucie" ale dzięki temu odkryłam kilka spokojnych i przyjemnych asfaltów.
Łączka w okolicy Neru © karotti

Okolice Neru © karotti


Dostałam ostatnio od mojego Super Wujka kolejny prezencik, tym razem w postaci prostej kierownicy speca wraz z mostkiem. Jest ona węższa od mojego Eastona o 6 cm i lżejsza o połowę... Dosłownie o połowę :) Jak już założyłam tą swoją "nową" kierownicę (oczywiście jakby ktoś miał wątpliwości, nie ja ją założyłam, a zaprzyjaźniony biker :)), to trzeba było zaopatrzyć się w rogi i nowe chwyty. Chwyty miałam jakieś u siebie, wygrane chyba na 24H, a rogi kupiłam Smica (podobno bezkonkurencyjne). Dziś mój nowy "kokpit" miał swoją dziewiczą jazdę, po przejechaniu setki ręce mi jeszcze nie odpadły, więc jestem ogólnie dobrej myśli ;)
Biała Dama z nowym kokpitem ;p;p © karotti

Rogi Smica-najnowszy nabytek © karotti

Nazwa Biała Dama jakoś mi teraz średnio pasuje, może powinnam zacząć mówić Kozica albo Śnieżna Kozica?


W Poddębicach zahaczyłam o piękny renesansowy dworek, położony w może nie dużym, ale za to bardzo ładnym parku. Kiedyś w dworku znajdował się Urząd Stanu Cywilnego, w którym tez moi rodzice powiedzieli sobie sakramentalne "tak". Dziś znajduje się tam jakaś świetlica i ognisko muzyczne.
Renesansowy dwór w Poddębicach © karotti


Przed samą Łodzią zakładając lampki okazało się, że tylna nie działa (czyżby mi wcześniej upadała?). Dopiero zaczęło się ściemniać więc pomyślałam, że zdążę dojechać przed zmrokiem do centrum, a dalej pojadę chodnikiem. Niestety na początku Rąbieńskiej nie zauważyłam dziury w jezdni i złapałam ogromnego snake'e... Zmiana, a dokładnie łatanie nie obyło się bez wsparcia z e strony Kuby, który niedaleko miał działkę i właśnie z niej wracał. Miał też tylną lampkę, dzięki czemu bezpiecznie odstawił mnie pod akademik. Nie powiem, wesoło było ;p;p
Kategoria >100


Dane wyjazdu:
200.00 km 0.00 km teren
08:03 h 24.84 km/h
Max prędkość:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: (kcal)

Wyprawa Łódź-Doktorce dzień 2

Sobota, 4 września 2010 · dodano: 07.09.2010 | Komentarze 0



Dane wyjazdu:
180.00 km 0.00 km teren
07:12 h 25.00 km/h
Max prędkość:0.00 km/h
Temperatura:14.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: (kcal)

Wyprawa Łódź-Doktorce dzień 1

Piątek, 3 września 2010 · dodano: 07.09.2010 | Komentarze 0

"Wyprawa" planowana była z zaledwie tygodniowym wyprzedzeniem, a trasę do Warszawy konsultowałam ze znajomymi kolarzami jeszcze poprzedniego dnia. Ostatecznie wybrałam taką oto trasę:
Łódź-Rondo Solidarności; Brzezińska; Nowosolna; Brzeziny; Kołacin; Łyszkowice; Łowicz; Sochaczew; Żelazowa Wola; Leszno; Warszawa; Warszawa-Wawer.
Miałyśmy cały dzień na dotarcie na miejsce noclegu, więc zdecydowałyśmy się wybrać trasę mniej uczęszczaną choć dłuższą. Myślę, że był to dobry pomysł, choć zbiórka o 10 powinna odbyć się co najmniej godzinę wcześniej. Tak na wszelki wypadek...

Na przykład na wypadek złapania gumy praktycznie na miejscu zbiórki...
Łatanie dętki przy Rondzie Solidarności czyli "pierwsze koty za płoty" © karotti


Zapas czasu może się też przydać, gdy złapie się np. kolejną gumę, w naszym przypadku na jakimś 30 km wyprawy. To samo koło, mała walka z łatkami, ale jakoś udało się załatać dziurkę i napompować koło wystarczająco, by popedałować dalej.

Wiatr był dosyć silny, boczny albo tylni, ale niekoniecznie ułatwiał jazdę. Na odkrytym terenie trzeba było wręcz uważać, by nas nie zdmuchnął z jezdni. W Sochaczewie z powodu remontu trochę pobłądziłyśmy, potem miałyśmy dość bliskie spotkanie ze sforą psów, a ostatecznie wjechałyśmy wprost do Żelazowej Woli. Nie było jednak czasu by zajrzeć do bardzo ładnie zapowiadającego się z zewnątrz miejsca narodzin Fryderyka Chopina.
Dom urodzenia Fryderyka Chopina-jak widać zresztą na zdjęciu ;] © karotti

Furta do dworku Chopina © karotti


Przejechałyśmy już połowę trasy, zrobiłyśmy sobie kilka przerw mniej lub bardziej dobrowolnych, na liczniku prędkość była zgodna z założeniami. Zmęczenie jakoś nas nie dopadało, ale wiedziałyśmy, że najgorsze dopiero przyjdzie dnia następnego. Chciałyśmy być już w Warszawie, dosłownie nie mogłyśmy się doczekać tablicy z nazwą naszej stolicy, która jakoś nie chciała nam się ukazać. I do tego jeszcze prawie wszystkie mijane przez nas miejscowości miały pierwszą literę W, to było jak jakaś tortura ;p Tak bardzo wypatrywałam tego znaku, że... przejechałam nie zauważając go. Dopiero krzyk Pauliny uświadomił mnie, że dojechałyśmy (pierwsza moja myśl była: "no nie, znowu guma!!). Robiąc sobie pamiątkowe zdjęcia stanowiłyśmy niezła atrakcję dla stojących w korku Warszawiaków :P Do celu zostało nam już tylko przebicie się przez całą stolicę, co nie było takie proste. Ostatnie kilometry pokonałyśmy w towarzystwie mojego wujka, który chyba nie mógł się nas doczekać i po nas wyjechał ;)

Zachód słońca nad lewym brzegiem Wisły © karotti


Dopiero po dotarciu do domku mojej rodzinki poczułyśmy jak bardzo jesteśmy zmęczone i...głodne. Na szczęście Ciocia wiedziała doskonale czego kolarzom potrzeba najbardziej i ugościła nas pyszną rybną zapiekanką z makaronem, pysznym sosem i dużą ilością żółtego sera. Pyszności ;]

Dane wyjazdu:
102.52 km 35.00 km teren
04:37 h 22.21 km/h
Max prędkość:46.50 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: (kcal)

Ognisko w Ldzaniu z krwawym akcentem

Niedziela, 15 sierpnia 2010 · dodano: 20.08.2010 | Komentarze 0

W większym gronie łódzkich bikerów wybraliśmy się do Ldzania na ognisko, kąpiel w Grabi i opychanie się pieczonymi kiełbaskami. Wszystko byłoby idealnie gdyby nie efektowny upadek Pixona tuż przed próbą zrobienia zdjęcia jadącej ekipy. Mówią, że żyć będzie, ale do powrotu do zdrowia musi jeszcze nieco zaczekać. Szerszy opis u Pixona i Xanagaza.
Kategoria >100


Dane wyjazdu:
137.00 km 1.00 km teren
04:58 h 27.58 km/h
Max prędkość:45.00 km/h
Temperatura:24.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: (kcal)

Sulejów

Niedziela, 18 lipca 2010 · dodano: 18.07.2010 | Komentarze 3

O wycieczce nad Zalew Sulejowski marzyłam od dawna i w końcu, nieco spontanicznie, udało się. Miało jechać więcej osób, ale wiadomo jak to jest jak przychodzi co do czego i ostatecznie pojechałam tylko z dwoma koksami Łukaszem i Kamilem. Od samego początku walczyliśmy (tzn. chłopaki walczyli ;] ) z moim tylnym kołem, ale to jakoś nie przyćmiło całokształtu wycieczki. Kiedy poszedł już drugi wentylek z kolei, stało się to wręcz komiczne i nie pozostało nam nic innego jak tylko się śmiać :)
pompowanie nr 3 ;] © karotti

Obowiązkowy postój na małego lodzika © karotti

I pizza też musiała być ;] © karotti

Humory jak widać dopisywały ;p © karotti

Kolejne starcie z moją dętką ;] © karotti
Kategoria >100, Na slickach


Dane wyjazdu:
210.00 km 210.00 km teren
09:58 h 21.07 km/h
Max prędkość:0.00 km/h
Temperatura:33.0
HR max:189 ( 95%)
HR avg:157 ( 79%)
Kalorie: 3625 (kcal)

Wieliszew 24 h

Sobota, 10 lipca 2010 · dodano: 12.07.2010 | Komentarze 7

Pojechaliśmy w czwórkę już dzień wcześniej, tak aby na spokojnie się zarejestrować, rozłożyć i w miarę możliwości dobrze wyspać przed wyścigiem. Nie obyło się przy tym bez problemów logistyczno-transportowych, ale ostatecznie udało nam się zapakować wszystko i wszystkich do jednego auta i dojechać na miejsce o przyzwoitej porze.

pakowanie rowerków © karotti

nasze obozowisko © karotti

Skład ekipy zacny; trzech wielkich koksów: Łukasz, Kamil, Łukasz no i taka mała "koksiara" (niektórzy tak twierdzą co ma niewiele wspólnego z prawdą). Mieliśmy jechać na dwie drużyny, Łukasz i Kamil w męskim DUO, a ja z Łukaszem-Pixonem w MIX-ie. Chłopaki nastawieni byli bardzo bojowo, koncentracja maksymalna, ja się tylko zastanawiałam jak to będzie...
Trzymając rower Pixona tuż przed rozpoczęciem wyścigu © karotti

Moje pierwsze obawy dotyczyły dużej ilości piachu (o zgrozo!) na trasie, który nie tylko znacznie spowolni na trasie, ale przede wszystkim obniży morale. Drugie wątpliwości dotyczyły jazdy nocą, ponieważ trasa prowadziła praktycznie całkowicie po nieoświetlonej drodze. Na moje zmartwienia była w zasadzie tylko jedna rada, poczekać co czas przyniesie.
Pixon po pierwszym okrążeniu © karotti

Pierwsze dwa okrążenia przejechał Pixon, wywalczając przewagę nad pozostałymi MIX-ami i nie tylko. Kolejne dwa należały do mnie, co zajęło mi tylko "trochę" więcej czasu. Upał był ogromny, ponad 30 stopni, trasa prowadziła w połowie w pełnym słońcu, chmur na niebie całkowity brak. Najpierw w rozpędu wjeżdżało się na wał, którym jechało się (z asfaltową przerwą) kilka kilometrów, potem czekał na nas przyjemny odcinek po łące, dalej szeroką drogą do krótkiego singla pośród pokrzyw, trzy błotniste kałuże, następnie znowu szeroko tyle, że bardziej piaszczyście, przejazd przez dwa asfalty i wjazd do lasu. W lesie oprócz równych, ubitych ścieżek, znajdowała się największa atrakcja całej trasy w postaci piaskowych sekcji. Było ich klika, a każda jedyna w swoim rodzaju wymagała od zawodników indywidualnego podejścia. Dało się przejechać jednak wszystkie, a po każdym kolejnym okrążeniu, wydawały mi sie one coraz krótsze i łatwiejsze do pokonania.

Po każdym okrążeniu Pixon podawał mi kolejny bidon z wodą, pół litra na kółko w takich warunkach pogodowych stanowiło praktycznie minimum. Pierwsze okrążenia pokonałam w miarę spokojnie, albo raczej nie maksymalnie, należało zostawić siły na później. Pixon jak dla mnie cisnął od samego początku, tak jakby nie wzął wogóle pod uwagę, że czeka nas jeszcze ponad 20 godzin jazdy. Po moich 6 okrążeniach poprosiłam go by pojechał trzy, tak abym mogła choć chwilę dłużej odpocząć. W zasadzie zdążyłam się tylko umyć i zrobić sobie herbatę, bo już na jej wypicie czasu mi brakło. Ale ponad półtorej godziny przerwy dobrze na mnie podziałało, z ochotą weszłam z powrotem na rower. Była godzina ok 21, więc zainstalowałam lampki i wyruszyłam na pierwsze nocne okrążenie. Zachód słońca nad zalewem, rozsypane gdzieniegdzie obozowiska z ogniskami, pierwsze gwiazdy na niebie i inne takie romantyczne sprawy stanowiły bardzo przyjemny akcent.

Nocne kółka były dla mnie najprzyjemniejsze. Lampka-czołówka oświetlała dokładnie i wystarczająco mocno to co chciałam, temperatura trochę się obniżyła i nie było palącego słońca, "noga dalej podawała". Na łące pojawiła się dość gęsta mgła, ale pokonując tą samą trasę po raz któryś z kolei, nie stanowiło to aż tak dużego problemu. Walka z piaskiem nocą była rewelacyjna. Zdarzyło się nie raz, że zauważyłam kawałek z piachem zaraz po tym, jak już go przejechałam.

Gdzieś w środku nocy Pixon zaproponował, że przejedzie trzy, a nie dwa okrążenia, tak abym mogła się w tym czasie przespać. Nie udało mi się jednak zasnąć tak na zawołanie, ale godzinka wyciągnięcia nóg też pomogła. Wschód słońca również przypadł na moją zmianę. Najgorsze miało dopiero nastąpić.

Było już dawno po połowie wyścigu, widno zrobiło się całkowicie, zaczęliśmy kręcić po jednym kółku. Zrobiłam więc to jedno okrążenie, ale prawie w całości na stojąco. Nikt z naszej czwórki nie przewidział, że jadąc tak długo i w takim upale można sobie odparzyć cztery litery... Nie mogłam znaleźć wygodnej pozycji na siodełku. Nie było takiej. Ból był okropny. A godzina bardzo wczesna. Drugą połowę trasy przejechałam nie korzystając z siodełka, przez co podwójnie sfatygowałam nogi i ręce. Wiedziałam, że więcej nie dam rady. Byłam załamana. Wiedziałam, że Pixon ma jeszcze siłę i że będzie mógł pojechać kilka okrążeń, ale jak ja mogłam go zostawić w takiej sytuacji. Przecież stanowimy team, mamy bardzo dobre miejsce, a kolejny mix depcze nam po piętach. Była chyba jakaś 7 godzina, kiedy powiedziałam mu, że ja już na rower nie wsiądę. Pojechał, ale minę miał nieciekawą. Nie umiałam się tak poddać. Nie umiałam. Otarłam łzy i po raz kolejny stanęłam w strefie zmian, by pokonać swoje już naprawdę ostatnie okrążenie. Nawet gdybym miała iść całą drogę postanowiłam pokonać trasę po raz 14. W całości na stojąco. Próbowałam usiąść, ale po prostu się nie dało. Czułam się z tym okropnie ale nic nie mogłam zrobić. I to właśnie "nic" stanowiło dla mnie największy problem. Pixon, pozostawiony przeze mnie na polu walki, przejechał jeszcze w pięknym stylu 4 okrążenia, co w sumie dało nam 35 kółek i pierwsze miejsce w MIX-ie. Wielka chwała mu za to. Szkoda tylko, że nie czuję się w 100 % odpowiedzialna za ten, bądź co bądź, wspólny sukces.
no i jest podium :) © karotti


Dane wyjazdu:
100.10 km 0.00 km teren
03:45 h 26.69 km/h
Max prędkość:0.00 km/h
Temperatura:15.0
HR max: (%)
HR avg:154 ( 77%)
Kalorie: (kcal)

Szosa

Sobota, 20 marca 2010 · dodano: 20.03.2010 | Komentarze 9

"Wczorajsza", zmęczona i niedospana wybrałam się z kilkoma innymi zapaleńcami rozkoszować się w końcu piękną wiosenną pogodą. . Najpierw się spóźniłam, potem przez jakiegoś kierowce-idiotę spanikowałam i miałam bliższe spotkanie z asfaltem, które nie miało na szczęście żadnych przykrych konsekwencji, a na koniec wymiękłam. Ciekawe czy mnie jeszcze kiedyś ze sobą zabiorą...
Kategoria >100, Na slickach