Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi karotti z miasteczka Zduńska Wola. Mam przejechane 18493.63 kilometrów w tym 4576.14 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 20.80 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy karotti.bikestats.pl
Wpisy archiwalne w kategorii

maratony i wyścigi

Dystans całkowity:2230.32 km (w terenie 1806.54 km; 81.00%)
Czas w ruchu:139:02
Średnia prędkość:15.83 km/h
Maksymalna prędkość:61.90 km/h
Suma podjazdów:19269 m
Maks. tętno maksymalne:199 (100 %)
Maks. tętno średnie:182 (91 %)
Suma kalorii:24833 kcal
Liczba aktywności:44
Średnio na aktywność:50.69 km i 3h 14m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
19.50 km 19.50 km teren
01:26 h 13.60 km/h
Max prędkość:0.00 km/h
Temperatura:
HR max:181 ( 91%)
HR avg:169 ( 85%)
Kalorie: 780 (kcal)
Rower:Felcik

MTB Marathon Karpacz - pięć szwów i śliwa pod okiem

Niedziela, 25 maja 2014 · dodano: 26.05.2014 | Komentarze 1

Prawdziwe górskie MTB jak zawsze zawitało w Karpaczu. Jechało mi się po raz pierwszy w sezonie dobrze, czułam moc w nogach a zjazdy dawały niesamowite doznania! Po pierwszym bufecie na dosyć trudnym zjeździe zawodnik przede mną przeleciał przez kierownicę a jego rower zatarasował cały przejazd. Na nieszczęście byłam tuż za nim i zdecydowałam się na zjazd. Mając przednie koło pół metra niżej niż tylne zostały mi do wyboru dwie opcje: wjechać na jego rower albo trzymać hamulec do końca i polecieć na jego rower. Wybór w zasadzie żaden i ostatecznie przeleciałam przez swoją kierownicę wpadając na leżący rower (przy prędkości zerowej...) i jeszcze zostałam przygnieciona własnym rowerem. Ludzi akurat sporo było dookoła więc rzucili mi się na ratunek, wygrzebali mnie z plątaniny tych rowerów i pytali zaniepokojeni czy wszystko ok. Sama też zaczęłam się oglądać i pierwszą rzeczą jaką poczułam to stłuczenie twarzy, co nie dyskwalifikowało mnie przed dalszą jazdą. Ale kiedy spojrzałam na lewą nogę, tuż nad kolanem to już wiedziałam, że nici z moich planów. Nie cierpię takich widoków: równe rozcięcie o długości ok 5 cm i głębokości ok 1 cm. Spojrzałam na to tylko raz a potem oddałam się w dobre ręce pana który mi obwiązał nogę jakąś szmatką w celu zatamowania krwawienia. Ktoś zadzwonił po pomoc, zaraz przyjechali na crossach, opatrzyli ranę, pomogli zejść mi na dół i zapakowali do samochodu terenowego. Potem jechałam jedną karetką, następnie drugą i trafiłam do szpitala gdzie zrobili mi RTG głowy i zszyli ranę. Jedno jest pewne, takich fotek nie ma nikt :P. Obstawa medyczna w MTB Marathon na medal!

Dane wyjazdu:
65.00 km 60.00 km teren
03:02 h 21.43 km/h
Max prędkość:46.30 km/h
Temperatura:16.0
HR max:190 ( 95%)
HR avg:170 ( 85%)
Kalorie: (kcal)
Rower:FORT

Murowana Goślina Maraton MTB

Sobota, 26 kwietnia 2014 · dodano: 27.04.2014 | Komentarze 2

Pierwszy w sezonie wyścig MTB zaliczony. Nie było najgorzej, ale jeszcze sporo brakuje... Ale już za dwa tygodnie będę mogła się "odkuć" :)

Dane wyjazdu:
7.90 km 0.00 km teren
00:13 h 36.46 km/h
Max prędkość:0.00 km/h
Temperatura:
HR max:191 ( 96%)
HR avg:175 ( 88%)
Kalorie: (kcal)
Rower:FORT

Olsztyn- czasówka

Niedziela, 13 kwietnia 2014 · dodano: 17.04.2014 | Komentarze 0

Pierwsza w życiu czasówka. Teraz wiem, że mogłam pojechać lepiej, bo słabo pracowałam kadencją, przeszkadzał mi daszek na kasku itp... Wiem, wiem, złej baletnicy przeszkadza rąbek u spódnicy... ale następnym razem pojadę lepiej :)

Dane wyjazdu:
30.00 km 0.00 km teren
h km/h
Max prędkość:0.00 km/h
Temperatura:
HR max:191 ( 96%)
HR avg:175 ( 88%)
Kalorie: (kcal)
Rower:FORT

Aleksandria - wyścig szosowy

Sobota, 12 kwietnia 2014 · dodano: 17.04.2014 | Komentarze 0

Mój pierwszy wyścig szosowy poszedł mi zgodnie z planem. A planem było utrzymywanie się w czołówce, dojechanie w jednym kawałku i zapoznanie się z tym rodzajem zawodów. Kobiet było 7 więc puścili nas razem ze starszymi panami. Panowie okrutnie dziadowali, więc wyścig prowadziła głównie jedna z dziewczyn. Ja też miałam w prowadzeniu nawet spory wkład, ale jechałam wolno, aby sił starczyło na finiszowy podjazd. Pod koniec zrobiło się małe zamieszanie, bo policja prowadziła inną grupkę, musieliśmy zjechać na bok, zaraz był zakręt i kilka osób ode mnie uciekło... Próbowałam ich gonić, ale sama nie dałam rady a "mój ogon" ledwo dyszał i przed ostatnią górką nawet go urwałam. W uciekającej grupce była dziewczyna, która najwięcej prowadziła i to ona ostatecznie zajęła pierwsze miejsce, ja ukończyłam mój dziewiczy wyścig na drugiej pozycji.

Dane wyjazdu:
54.00 km 54.00 km teren
04:25 h 12.23 km/h
Max prędkość:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: (kcal)
Rower:Felcik

Finał MTB Marathon Istebna

Sobota, 21 września 2013 · dodano: 28.09.2013 | Komentarze 0

I nadszedł ostatni w sezonie wyścig w cyklu MTB Marathon, co w zasadzie oznacza również koniec sezonu. Planów wielkich nie miałam, byleby dojechać do mety z przyzwoitym czasem, ale bez żadnych szaleństw. Pogoda zapowiadała się słabo, ale na samym wyścigu było już ok. Błotka niestety na trasie nie brakło, no ale to już standard. Trasa nie okazała się jakaś super trudna, podjazdy oczywiście były konkretne, ale poziom trudności mnie jakoś nie przeraził - chyba mnie Golonko "rozpieścił" ciężkimi maratonami. Sporo było asfaltu, kilometry szybko znikały, czas również. Poza jednym raczej nieszkodliwym upadkiem (co to tam taki siniaczek na całą łydkę :)) obyło się bez żadnych sensacji i awarii sprzętu. Zresztą w całym sezonie nie miałam żadnej awarii - nawet gumy nie złapałam, no ale to dzięki zalaniu opon mleczkiem.

Na mecie okazało się, że jestem czwarta wśród kobiet i druga w K2. W generalce swojej w kategorii także zajęłam drugie miejsce.

Najbardziej cieszy mnie chyba jednak fakt, że jako team zajęliśmy 6 miejsce. I, co trzeba koniecznie zaznaczyć, w składzie zaledwie 5 osobowym. Plan został wykonany, można teraz się trochę poobijać!

Dane wyjazdu:
57.00 km 57.00 km teren
04:15 h 13.41 km/h
Max prędkość:0.00 km/h
Temperatura:
HR max:186 ( 93%)
HR avg:168 ( 84%)
Kalorie: (kcal)
Rower:Felcik

Wałbrzych

Sobota, 7 września 2013 · dodano: 09.09.2013 | Komentarze 4

Od rana czułam się jakoś nieswojo. Kręciło mi się w głowie, wyczuwałam wszystkie zapachy dookoła, które wcale nie były najprzyjemniejsze. Już na stracie chciałam by było po wyścigu. Jak zawsze pozwoliłam się powyprzedzać facetom na początku. Jechałam spokojnie, swoim tempem a i tak tętno miałam jakoś wyjątkowo wysokie. Na początku pierwszego podjazdu dojechałam powoli do jednej z dziewczyn, która wiedziałam że jest mocniejsza ode mnie. Ale dziś jechała jakoś wolniej, albo ja czułam, ze mogłam szybciej. No i powoli ją wyprzedziłam, na dalszej części podjazdu, gdzie szliśmy bo zrobiło się za tłoczno, już jej więcej nie widziałam. Tętno w okolicy 180 trochę mnie martwiło, ale doszłam do wniosku, ze raz mogę spróbować pojechać inaczej, czyli na początku mocniej a potem się zobaczy. Jak się potem okazało zostawiłam za sobą prawie wszystkie dziewczyny z K2.

Pierwszy zjazd był stromy, zatłoczony i techniczny. I dosłownie go przefrunęłam. Tzn rower sam jechał a ja tylko nieco korygowałam go kierownicą. W połowie wpadłam twarzą nawet w jakieś krzaki, krew z wargi się polała, ale co tam, wsiadłam i pojechałam dalej... Zastanawiało mnie tylko, dlaczego to ja tym razem wyprzedzam na zjazdach a nie odwrotnie, jak to było do tej pory. Potem kolejne podjazdy i zjazdy, cały czas na wysokim tętnie. zjazdy wychodziły mi rewelacyjnie. Głowa dalej bolała, byłam bardzo rozkojarzona i nie mogłam się jakoś specjalnie na nich skupić więc i... martwić się nie mogłam i po prostu zjeżdżałam, leciałam itd. Zaliczyłam kilka upadków bo z taką głową łatwo było o pomyłkę ale wszystkie były raczej bezbolesne.

Pogoda tym razem dopisała i było ciepło, aż za ciepło... Wypiłam dwa bidony, na bufetach tankowałam.

Trasa była wymagająca i nie było w niej miejsca na odpoczynek. Po 3 godzinach zaczęłam odliczać kilometry do mety. Ostatnie strome podjazdy podchodziłam, łydki piekły, skurcze były bardzo blisko. Czułam jak wszystkie siły ze mnie wychodziły, ale pozostali zawodnicy też umierali. Zjechałam prawie wszystko, sama się sobie dziwiąc. Na metę wjechałam totalnie wyczerpana i padłam. Żeby wstać musiałam poczekać jakieś 15 minut. Chłopaki z teamu sprawdzili wyniki i okazało się, że jestem druga w K2.

Reszta teamu pojechała też bardzo dobrze, tyle że lider złapał kapcia i musiał czekać za dętką. A tak byłby rekord :)

Dane wyjazdu:
7.20 km 7.20 km teren
00:29 h 14.90 km/h
Max prędkość:0.00 km/h
Temperatura:
HR max:184 ( 92%)
HR avg:177 ( 89%)
Kalorie: (kcal)
Rower:Felcik

Finał Family Cup Kielce

Sobota, 31 sierpnia 2013 · dodano: 03.09.2013 | Komentarze 0

Wyścig był w mojej kategorii słabo obsadzony - startowało nas zaledwie 5. Od początku udało mi się jechać na pierwszej pozycji i utrzymywać bezpieczną przewagę. Trasa była super: dwa konkretne podjazdy i dwa techniczne zjazdy z serpentynami oraz luźnym podłożem. Można było poszaleć i się pobawić, nawet jakieś drifty robiłam, podobno nieźle się kurzyło :P. Trzecie okrążenie przejechałam już "na spokojnie", na zjeździe uważałam tylko by w jakieś drzewo się nie wpakować. Pierwszy raz udało mi się jakiś fajny tytuł wywalczyć: Amatorskiego Mistrza Polski w Kolarstwie Górskim. Przemysław też pocisnął i w domu samych Miszczów mamy :)

Dane wyjazdu:
48.00 km 48.00 km teren
04:45 h 10.11 km/h
Max prędkość:0.00 km/h
Temperatura:
HR max:161 ( 81%)
HR avg:182 ( 91%)
Kalorie: 2578 (kcal)
Rower:Felcik

Korbielów

Sobota, 10 sierpnia 2013 · dodano: 09.09.2013 | Komentarze 0

Wystartowałam spokojnie i tak przez kolejne dwie godziny jechałam swoim tempem. Potem zaczęło mi się jechać bardzo dobrze i sobie co nieco powyprzedzałam, ale starczyło mi na to sił tylko przez godzinę i ostatnie 60 min modliłam się by już był koniec... Ostatecznie wyszło w miarę rozsądnie: trzecia w kategorii ze stratą 23 minut do pierwszej i piąta na 13 w Open kobiet. Pozycja w generalce umocniona.

Dane wyjazdu:
53.00 km 53.00 km teren
04:53 h 10.85 km/h
Max prędkość:42.20 km/h
Temperatura:
HR max:184 ( 92%)
HR avg:154 ( 77%)
Kalorie: (kcal)
Rower:Felcik

MTB Maraton Piwniczna Zdrój

Sobota, 13 lipca 2013 · dodano: 15.07.2013 | Komentarze 0

Zapowiadali kiepską pogodę i niestety się nie pomylili. Od rana kropiło, siąpiło i było naprawdę chłodno... Wybraliśmy się w czwórkę, wyjątkowo było dwa na dwa: ja i Paulina oraz Przemek i Kamil. Ubrałam się optymistycznie w krótki rękawek, co okazało się raczej średnim pomysłem. Ale od początku.

Start znajdował się wyjątkowo wysoko, gdzie już trochę wiało i zaczęło padać. Ruszyliśmy pod górę i zrobiło się cieplej. Jechało mi się ok, ale puls był wyjątkowo niski i to mnie zmyliło. Wyprzedzało mnie też sporo osób, których nie byłam w stanie dogonić. Wydawało mi się, że znowu jestem już na końcu. Myślałam, że nic szczególnego z siebie już dziś nie wykrzesam więc jechałam spokojnie. Na pierwszym zjeździe musiałam się zatrzymać i ściągnąć okulary bo już nic od błota nie widziałam. Bez okularów było lepiej, ale wpadające do oczu błoto nie było najprzyjemniejsze. Potem zsunął mi się pulsometr z podkładki na kierownicy i latał jak szalony. Próby poprawienia go w czasie jazdy spełzły na niczym i musiałam zatrzymać się znowu bo szkoda mi było go zniszczyć. I zaczął się długi, bardzo długi podjazd. Przerzutki przestały się zmieniać i podjeżdżałam na dwójce. Błota było dużo, bardzo dużo... Na górze,na bufecie, jak już jakoś udało mi się tam wdrapać, poprosiłam stojących tam kolarzy, żeby może któryś spojrzał na te przerzutki i coś poradził bo ciężko mi się wjeżdżało. Spojrzałam wtedy na przednią przerzutkę i zobaczyłam, że wjeżdżałam nie na dwójce a na trójce... Nic się nie udało naprawić i pojechałam dalej. Na zjeździe było znowu ślisko i bardzo zimno. Na dole trasa prowadziła przez strumyki a raczej rzeczki, które przekraczało się w bród i dzięki temu rower się umył. Zaczęły się nawet zmieniać przerzutki! W samą porę, ponieważ czekał na nas jeszcze jeden konkretny podjazd po łączce. Podjechałam cały :) Za co jakiś gigowiec mnie nawet pochwalił, bo on nie podjechał. Ostatni zjazd był znowu potwornie śliski i skończyły się hamulce. Ale nie mnie jednej. Zresztą z powodu warunków sporo osób w ogóle zrezygnowało już na trasie i to w różnych momentach. A trasa była super, tylko pogoda nie dała rady. Ten ostatni zjazd zjechałam wolno, kawałek zbiegając, kawałek się ślizgając a resztę zjechałam przy akompaniamencie zgrzytu metal o metal. Jak się potem okazało z hamulców pozostało naprawdę niewiele, nawet blaszki się zrobiły ażurowe. Na mecie czekał już na mnie czysty Przemek i przywitał mnie jedynymi w swoim rodzaju okrzykami, żebym w skrócie "jechała szybciej". Myślałam, że pojechałam naprawdę kiepsko, ale okazało się, że było raczej odwrotnie i zdobyłam nawet sporo punktów. Również drużynowo, mimo, że nie mieliśmy naszego czołowego zawodnika, poradziliśmy sobie całkiem nieźle.

Dane wyjazdu:
52.00 km 52.00 km teren
04:26 h 11.73 km/h
Max prędkość:0.00 km/h
Temperatura:
HR max:184 ( 92%)
HR avg:171 ( 86%)
Kalorie: 2660 (kcal)
Rower:Felcik

Karpacz MTB Marathon

Sobota, 15 czerwca 2013 · dodano: 17.06.2013 | Komentarze 0

I nadszedł czas na prawdziwą górską jazdę... na starcie stanęłam obok moich dwóch rywalek, z którymi tym razem planowałam wygrać. Wyścig rozpoczął się tradycyjnie od asfaltowego podjazdu główną ulicą, kto był w Karpaczu, wie o co chodzi. Potem chwila odpoczynku i kolejny, tym razem techniczny podjazd. No i się tu trochę zapchało i trzeba było "butować". Trasy całej oczywiście nie pamiętam, ale z moimi rywalkami tasowałam się kilkukrotnie. One mnie brały na zjazdach, a ja odrabiałam powolutku straty na podjazdach. W pewnym momencie niestety mi odjechały. Ale nie mogłam się tak łatwo poddać. Wiedziałam, że to jest mój dzień, i że gdzieś za rogiem je zobaczę. No i zobaczyłam. Najpierw jedna łatała gumę, a potem drugą zobaczyłam na podjeździe. Złapałam swój rytm i powoli, powoli zbliżałam się do niej. Podjazd był okrutnie długi i dosyć stromy, a mi jechało się dobrze. Wiedziałam, że muszę ją dogonić i wyprzedzić właśnie teraz, a potem liczyć, że zjazdy nie będą jej służyły.

Udało się. Na szczycie miałam sporą przewagę, ale to był początek zabawy, teraz trzeba było uciekać... aż do mety. Na technicznych zjazdach z telewizorkami szłam, a raczej biegłam, aby tracić jak najmniej czasu. Na szybkich zjazdach jechałam ostrożnie - wolałam dojechać cała jako przegrana niż w kawałkach i też przegrana. Na podjazdach noga podawała, ale czułam, że siły powoli ze mnie uchodzą. Dwa żele działały, ale do mety było jeszcze daleko. Zatrzymałam się więc na bufecie, zjadłam, napiłam się i chwilę zregenerowałam. Pomogło. Ostatni podjazd pojechałam równo, kiedy usłyszałam muzyczkę i zobaczyłam ostatni, trawiasty zjazd,a nie widziałam za sobą moich rywalek, wiedziałam, że się udało. To był mój dzień, dobrze rozłożyłam siły i dojechałam cało. Na mecie okazało się, że w kategorii jestem czwarta, a do pierwszej brakuje mi aż 50 minut. ale nie do byle jakiej "pierwszej".