Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi karotti z miasteczka Zduńska Wola. Mam przejechane 18493.63 kilometrów w tym 4576.14 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 20.80 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy karotti.bikestats.pl
Dane wyjazdu:
180.00 km 0.00 km teren
07:12 h 25.00 km/h
Max prędkość:0.00 km/h
Temperatura:14.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: (kcal)

Wyprawa Łódź-Doktorce dzień 1

Piątek, 3 września 2010 · dodano: 07.09.2010 | Komentarze 0

"Wyprawa" planowana była z zaledwie tygodniowym wyprzedzeniem, a trasę do Warszawy konsultowałam ze znajomymi kolarzami jeszcze poprzedniego dnia. Ostatecznie wybrałam taką oto trasę:
Łódź-Rondo Solidarności; Brzezińska; Nowosolna; Brzeziny; Kołacin; Łyszkowice; Łowicz; Sochaczew; Żelazowa Wola; Leszno; Warszawa; Warszawa-Wawer.
Miałyśmy cały dzień na dotarcie na miejsce noclegu, więc zdecydowałyśmy się wybrać trasę mniej uczęszczaną choć dłuższą. Myślę, że był to dobry pomysł, choć zbiórka o 10 powinna odbyć się co najmniej godzinę wcześniej. Tak na wszelki wypadek...

Na przykład na wypadek złapania gumy praktycznie na miejscu zbiórki...
Łatanie dętki przy Rondzie Solidarności czyli "pierwsze koty za płoty" © karotti


Zapas czasu może się też przydać, gdy złapie się np. kolejną gumę, w naszym przypadku na jakimś 30 km wyprawy. To samo koło, mała walka z łatkami, ale jakoś udało się załatać dziurkę i napompować koło wystarczająco, by popedałować dalej.

Wiatr był dosyć silny, boczny albo tylni, ale niekoniecznie ułatwiał jazdę. Na odkrytym terenie trzeba było wręcz uważać, by nas nie zdmuchnął z jezdni. W Sochaczewie z powodu remontu trochę pobłądziłyśmy, potem miałyśmy dość bliskie spotkanie ze sforą psów, a ostatecznie wjechałyśmy wprost do Żelazowej Woli. Nie było jednak czasu by zajrzeć do bardzo ładnie zapowiadającego się z zewnątrz miejsca narodzin Fryderyka Chopina.
Dom urodzenia Fryderyka Chopina-jak widać zresztą na zdjęciu ;] © karotti

Furta do dworku Chopina © karotti


Przejechałyśmy już połowę trasy, zrobiłyśmy sobie kilka przerw mniej lub bardziej dobrowolnych, na liczniku prędkość była zgodna z założeniami. Zmęczenie jakoś nas nie dopadało, ale wiedziałyśmy, że najgorsze dopiero przyjdzie dnia następnego. Chciałyśmy być już w Warszawie, dosłownie nie mogłyśmy się doczekać tablicy z nazwą naszej stolicy, która jakoś nie chciała nam się ukazać. I do tego jeszcze prawie wszystkie mijane przez nas miejscowości miały pierwszą literę W, to było jak jakaś tortura ;p Tak bardzo wypatrywałam tego znaku, że... przejechałam nie zauważając go. Dopiero krzyk Pauliny uświadomił mnie, że dojechałyśmy (pierwsza moja myśl była: "no nie, znowu guma!!). Robiąc sobie pamiątkowe zdjęcia stanowiłyśmy niezła atrakcję dla stojących w korku Warszawiaków :P Do celu zostało nam już tylko przebicie się przez całą stolicę, co nie było takie proste. Ostatnie kilometry pokonałyśmy w towarzystwie mojego wujka, który chyba nie mógł się nas doczekać i po nas wyjechał ;)

Zachód słońca nad lewym brzegiem Wisły © karotti


Dopiero po dotarciu do domku mojej rodzinki poczułyśmy jak bardzo jesteśmy zmęczone i...głodne. Na szczęście Ciocia wiedziała doskonale czego kolarzom potrzeba najbardziej i ugościła nas pyszną rybną zapiekanką z makaronem, pysznym sosem i dużą ilością żółtego sera. Pyszności ;]


Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy. Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz dwa pierwsze znaki ze słowa jasie
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]